piątek, 17 kwietnia 2009

W Tingveliri, nieopodal stolicy Islandii – Rejkjaviku, można zobaczyć olbrzymią gelogiczną atrakcję. Stanowią ją dwa brzegi rowu tektonicznego: z jednej strony jest to tektoniczna płyta kontynentu europejskiego a z drugiej płyta kontynentu amerykańskiego. Wygląda to wszystko na zwykły kanion po wyschniętej rzece. Obie te płyty oddalają się od siebie co roku o kilka centymentrów.Przecież obie płyty kontynentalne już nigdy nie będą w takiej, jak dziś, pozycji. No ale różnicy wcale nie widać na oko. Można o niej jedynie opowiadać. Nasza planeta ma sporo czasu.

Doktor Konečny – wulkanolog, który na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku wziął udział w ekspedycji wulkanologicznej na Islandię – mówi : „Cały ten proces zaczął się przed 35 milionami lat. Od wynurzenia się Islandii z morza przeszło już conajmniej 10 okresów paleologicznych. Wielkie wędrujące lodowce spowodowały, że wyspa jak gdyby „podskoczyła" o kilkaset metrów – no i oczywiście powstały nowe wybrzeża. Tego żaden aparat fotograficzny nie jest w stanie zarejestrować. Ani tego, jak Islandia może stać się nowym kontynentem. Wystarczy tu jakieś 100 mln lat i kilka „gotujących się” wulkanów. Przecież tak powstawały obecne kontynenty – z tym, że potrzebowały one na to trochę więcej czasu – około czterech miliardów lat. A oddalają się one od siebie każdego roku o 7 cm. Kanion przy Tingveliri stale się rozszerza, rana jak gdyby „ goi się ”, wyspy ciągle przybywa.

Czasem przyda się odświeżyć nieco pamięć. Minęło zaledwie 700 lat, a już nie pamiętamy co się stało z zielonymi pastwiskami Wikingów na Grenlandii. Jeszcze w XIII wieku wyspa była zielona, a tu nagle pokryta ona została prawie całkowicie lodem. Islandia miała w tym względzie znacznie więcej szczęścia niż Grenlandia, choć obie wyspy leżą stosunkowo blisko siebie. Jest tam duża wilgotność powietrza, długotrwałe mgły, nie ma ciężkich zim, ale też i lata nie są zbyt gorące. Gorące są jedynie gejzery. „Wie” o tym woda deszczowa, która szczelinami przecieka w głąb Ziemi i tam dostaje się blisko gorącego jądra wulkanu. Wtedy gwałtownie wrze, zamienia się w parę i wypychana jest gwałtownie, w górę. A tam już czekają na nią

Japończycy z aparatami fotograficznymi. Albo dwoje młodych ludzi, którzy decydują się w Wielkim Islandskim Gejzerze wykąpać. Beztrosko skaczą do wody i...mogą się po prostu ugotować! Naprawdę nie warto ryzykować w takich przyrodniczych laboratoriach, choć Islandia stanowi właśnie takie, najpiękniejsze na świecie, laboratorium przyrodnicze. Ale nie dla ryzykantów. Dla poważnych naukowców. Niczego nie trzeba tu sztucznie wytwarzać – wszystko jest jak najbardziej prawdziwe.

Jeśli chcemy lodowiec – to proszę bardzo: Vatnajökul. Ma powierzchnię ponad 8 km², a w niektórych jego miejscach pokrywa lodu ma grubość jednego kilometra. Jeśli chcemy gejzer – to też proszę bardzo – wytrysk o nazwie Gaysir. Jego nazwę przyjęły wszystkie gejzery na świecie. Wyrzucana przez niego gorąca woda i para wylatują w powietrze na wysokość prawie 50 m! I tak co 7- 8 minut. Jeśli chcemy zobaczyć wulkan – to najlepiej podziwiać Katlę, najbardziej aktywny wulkan na wyspie.

Wszędzie tu w powietrzu czuć siarkę, krajobraz jest księżycowy, a w wielkich szczelinach mamy jedynie bagno. Zbiornik magmy o nazwie Krafly znajduje się bardzo płytko pod ziemią – znacznie bliżej nas, niż w innych wulkanach. Gdy dostanie się do niego woda powierzchniowa, to prawie natychmiast zamienia się ona w parę – i strzela na powierzchni jak korki od szampana.

Dzisiaj nauczyliśmy się nawet wykorzystywać ten rodzaj energii. W Krafli powstała elektrownia geotermiczna. Z niej płynie prąd do prawie całej północnej części Islandii, w tym i do Rejkjawiku. Przez specjalne wwierty, na powierzchnię wydostaje się gorąca para wodna, która porusza elektryczne turbiny, a powstająca w wyniku odzysku energii ciepła woda może służyć do ogrzewania domów w systemie centralnego ogrzewania. Cała stolica Islandii jest tak ogrzewana, a nadwyżka uzyskanej w ten sposób ciepłej wody wpuszczana jest do basenów, w których można się kąpać czy popływać. Woda w nich ma kolor mleczno-niebieski. I jest błogo ciepła...

Artykuł Piotra Rosochowicza

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz